Pierwsze opowiadanie nowego cyklu, osadzonego w tym samym uniwersum co teksty fantasy, ale... kilkaset lat później.
Próbowałem sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby klasyczny rpg-owy świat fantasy wyewoluował do rzeczywistości odpowiadającej początkowi "naszego" XX wieku.
I oto jest: specyficzny miks post-fantasy, steampunka i superheroes novel.
>>>Pobierz plik w formacie PDF
(...) Nie dokończył. Zgrzytnęło przeraźliwie
i huknęło. Zatrzęsła się ziemia. W przednią szybę samochodu łupnęło kilka
kamiennych odłamków. Maric przeklinał gorący, rozlany na kolana, napar. Deszcz
nieprzerwanie tłukł o karoserię – na zewnątrz niewiele było widać: blask
ulicznych lamp, prostokątne plamy światła w oknach kamienicy. Den Helle wciągnął
powietrze w płuca i odruchowo, nie czekając na jakiekolwiek instrukcje
starszego kolegi, wyskoczył z wozu.
Dał się słyszeć świst i coś niby dźwięk
syreny alarmowej, ale przytłumiony, jakby dochodził spod ziemi. Tuż po tym ściana
mieszkalnego budynku po lewej stronie eksplodowała. Carter starał się otrzeć
mokrą twarz. Wewnątrz budynku coś się poruszało, coś wielkiego. Po pustej ulicy
poniósł się terkot i dźwięk przypominający dzwonienie łańcuchów. O jezdnię
uderzyły potężne odłamki. Jeden trafił w tył wozu patrolowego, unosząc w górę jego
przednią część.
„Maric”, jęknął w duchu Den Helle, ale
było już za późno na pomoc. Kolejne części rozpadającego się budynku zasypywały
okolicę. Młodszy strażnik zerwał się do
biegu, starając się unikać odłamków, łupiących w ziemię wszędzie dookoła.
Pędził przed siebie i zatrzymał się dopiero za rogiem kolejnego mieszkalnego
budynku. Spojrzał przez ramię. Wóz patrolowy, jakimś cudem nie został trafiony więcej razy. Obok
samochodu strażników stał teraz stwór,
który zniszczył kamienicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz