Drugie z opowiadań opisujących losy członków Szepczącej Roty.
Tym razem poznajemy bliżej pewnego bitewnego maga, podczas jego misji w Konstanzie.
>>>Pobierz plik w formacie PDF
Zobaczył ją od razu. Burza
kasztanowych włosów i olśniewający uśmiech, jakim go zapamiętał. „Ile to już?”,
spróbował sobie przypomnieć, ale nie potrafił. Zapewne nie widzieli się od
czasu, gdy wstąpił na służbę do Szeptowników. „Więc z dobre siedem lat”, zawyrokował
w myślach. „Maecjo Dan Caten, o cudowna uzdrowicielko, nic się nie zmieniłaś.”
– No proszę, proszę… –
Przekrzywiła głowę, gdy zbliżył się do alkowy. – W skromne progi „Nadobnej Gniewnicy”, tego
jakże grzesznego przybytku, zawitała żywa legenda bitewnej Magii: Ingemmar z
Pohoricy, zwany także Skwarem. Poskromiciel Ognia, jeden z niewielu, którym
dane było wyjść cało z masakry na Chmurnym Wzgórzu. – Ostatnie słowa
czarodziejka skierowała do siedzących obok niej łysego, ciemnoskórego
jegomościa i bladego mężczyzny o pociągłej twarzy.
– Dla towarzyszy i przyjaciół
po prostu Gemm – rzekł, ujmując i całując jej wyciągniętą dłoń.
– Dla mnie zawsze będziesz…
Skwarkiem. – Zachichotała i drugą ręką wskazała na swoich towarzyszy. – Poznaj,
proszę, moich kompanów dzisiejszego wieczoru. To Kohor z Bentozi…
Ciemnoskóry mężczyzna lekko
skinął głową, a Maecja dodała:
– Kohor to… mandji. Mam nadzieję, że dobrze
wymawiam? Nie pobierałam nauk w Burzowej Akademii.
– Doskonale zapamiętałaś, Mae
– rzekł Gemm. – W Shkemb tak właśnie nazywa się specjalistów od Domeny Umysłu.
Zresztą, nie tylko tam.
– I Greamo Salanador, mistrz
Iluzji. – Czarodziejka kontynuowała prezentację. – Prowadzi teatr.
Blady chudzielec uniósł kubek
w geście pozdrowienia. Ciemnoskóry rozlał trunek z dużego dzbana do kielichów
stojących na masywnym stole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz