Serwus!
Jak tam po Mikołajkach? Byliście grzeczni? Tak? Nie? Cóż... Bywa różnie. Ja, tak czy inaczej, mam coś dla Was. Chociaż pod koniec niniejszego tekstu obiecuję trochę chwalenia, generalnie jest lipa...
Obejrzałem dwa zaległe filmy. Pierwszy to nowa produkcja od Willa Smitha, w reżyserii niezawodnego kiedyś Nighta Shyamalana. Napisałem "kiedyś" bo ostatni "dobry" film tego Pana miałem okazję obejrzeć w 2004 roku - mowa o "Osadzie (The Village)". Tamten film, jak i dwa poprzednie, "zrył mi psychę", miał genialne "twisty" i rozwiązania... Oglądając tegoroczny "1000 lat po Ziemi (After Earth)" cały czas czekałem na "coś" i w miarę jak film zbliżał się do końca, traciłem nadzieję na ciekawy zwrot akcji, jakąś "miazgę". Niestety - film zakończył się ot tak. Daję Shyamalanowi szansę przy następnym obrazie, ale nie wiem czy hollywoodzcy włodarze okażą mu tyle samo "łaski". Podzielam opinię moich znajomych, którzy po obejrzeniu "1000 lat..." stwierdzili, że film o relacji ojca (Will Smith) i syna (Jayden Smith) mógłby być po prostu zwykłym kinem, gdzie drogie efekty specjalne i nijaki scenariusz, plus słaba gra aktorska, zostałyby zastąpione przez ciekawą, dobrze zagraną, historię. O dziwo, Will zagrał w takim właśnie, zwyczajnym filmie, wraz z synem, w roku 2006 - "W pogoni za szczęściem (The Pursuit of Happynes). Tam wyszło doskonale. Teraz niestety słabo.
Drugi film to adaptacja komiksu. Nieugięty strażnik prawa w brutalnym świecie przyszłości, gdzie w mega-mieście poziom przestępczość osiągnął niebotyczny pułap, nosi miano: Dredd. Sędzia Dredd. Pierwsza historia graficzna z jego udziałem ukazała się w roku 1977, ale mnie najbardziej zapadł w pamięć album "Batman/Judge Dredd: Sąd nad Gotham", z roku 1991, będący crossoverem ze światem komiksów DC. Rysownikiem tej historii był niesamowity Simon Bisley. Ale miało być o nowym filmie (poprzednia ekranizacja, z drewnianą rolą Sylvestra Stallone'a i plastikową scenografią została nakręcona w 1995 roku). Dredd 3D to film nierówny i "nijaki". Mamy nawiązania stylistyczne i scenograficzne (niektórzy uważają, że nawet jest to pewnego rodzaju kopia) do filmu "Raid". Przy indonezyjskim "wymiataczu" film o sędziach wypada blado. Tam było soczyście, bez zwalniającego tempa, "po bandzie". Tutaj jest... po raz drugi użyje tego słowa "nijako". No strzelają, coś tam eksploduje, jest slo-mo (użyte nomen omen sensownie i zgodnie ze scenariuszowym zamysłem), ale jednak czegoś brakuje. W głównej roli Karl Urban (o którym pisałem ostatnim razem a propos "Almost Human"), znany z wielu ciekawych ról. Przez cały film widzimy tylko dolną część twarzy aktora - cóż, wcielenie się w postać Dredda zobowiązuje - hełm gra pierwszą rolę. Mamy i główną "złą" - ale jakoś nie sprawiającą wrażenia "tej prawdziwej złej". Lena Headey o wiele bardziej wredna potrafi być jako Cersei Lannister (o tak!).
Dredd 3D - obejrzałem, ale niebawem raczej nie będę pamiętał o czym traktował...
Na koniec miało być chwalenie. Więc będzie. Krótko, bo do tematu jeszcze będę wracał. Czytam, tom po tomie, ciekawą powieść graficzną z serii "Skarga Utraconych Ziem". To komiks rysowany przez Grzegorza Rosińskiego, znanego wszystkim fanom Thorgala. Scenariusz napisał Jean Dufaux. Klimaty nawiązują do celtyckiego fantasy, kreska jest albo co najmniej dobra, albo momentami mistrzowska, historia ciekawa i wciągająca. Po ukończeniu całości, napisze więcej. Kiedyś, przed laty, zabierałem się do czytania, ale jakoś nie wyszło. Teraz nadrabiam zaległości.
Póki co - tyle. Trzymajcie się ciepło, wszak dewiza Domu Starków pozostaje w tych dniach bardzo aktualna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz